na skałę, stanę na szczycie,<br>A tam już dotrzeć nie potraficie,<br>Bo tam nie mogą oddychać płuca,<br>Więc niepotrzebnie pan się tak rzuca.<br>Kto atmosfery ma metr z kawałkiem,<br>Tego nie muszę bać się już całkiem."<br>Tak zakończywszy mowę dowcipną<br>Jeszcze iskrami z anteny sypnął.<br><br>Tu przerażony lud księżycowy<br>Spuścił nochale, pochylił głowy<br>I takiej dostał ze strachu febry,<br>Że szeptał tylko: "<orig>Babry kalebry,<br>Obry bujubry...</>" A wódz ich w tremie<br>Poprosił gościa, by zszedł w podziemie.<br>W głąb prowadziły śliskie pochylnie.<br>Siadł pan Soczewka, odbił się silnie<br>I czując w sobie zapał młodzieńczy,<br>W dół zjeżdżał szybko jak po poręczy