i... zachorowałam.<br>Szpital, operacja, potem długie leżenie w domu. Pewnego dnia Edward położył mi na łóżku małego, czarnego kotka, umierającego z wycieńczenia i głodu. Znalazł go w piwnicy, uwięzionego w rurze - dla żartu - przez robotników kończących budowę bloku.<br>Z lekarzem walczyliśmy o życie kota dość długo, a kiedy stanął na nogi, stał się wrogiem, przekleństwem, zmorą i głównym rywalem mojego męża. Bo tak jak mnie Kuba kochał, tak jego nienawidził. Z wzajemnością, zresztą. Sikał mu w buty, kieszenie kurtek wiszących na krzesłach, obsikiwał należące do niego przedmioty. Wieczorem rozwalał się na łóżku obok mnie na miejscu Edwarda, a kiedy ten przychodził