śpiącą córkę, samą jedną, w pustym polu, na całych sześć godzin? Więc cóż się mogło stać? <br>Spróbowała wołać, ale w odpowiedzi cisza stawała się tym głębsza, a cykanie koników polnych tym ostrzej dźwięczało w powietrzu. <br>Bobek przysiadł nagle na ogonie i podniósłszy łeb, zawył rozpaczliwie. Henrysia zatrzęsła się. <br>"To było o świcie - myślała - na drodze pustki. Ojca mógł napaść jakiś włóczęga, zbój i..." <br>- Tatusiu! tatusiu! - krzyknęła i przypadłszy do ziemi, zaniosła się płaczem. <br>Aż nagle poczuła na ramionach ręce ojca. <br>Śmiali się i płakali, trzymając się w objęciach. Ojciec całował słone oczy swojej córki, gładził jej włosy czarne gorącą dłonią, przyciskał ją