Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
się wprawdzie cały dzień po kuźni, ale daleko im jeszcze było do siły i wprawy ojca. Toteż poważali go i szanowali jak rzadko.
Była właśnie pora obiadowa. Cień słupa, stojącego przed kuźnią, niby wielki palec, wysmukły, ostro zakończony, a równy, wskazywał na drzwi domu mieszkalnego, jakby przypominał ludziom tego obejścia o obiedzie, który im się słusznie za czas dotąd przepracowany należał.

Grabosz przerwał robotę, gdy na niewielkim podwórzu zjawił się burmistrz z rajcami.
- Boże pomagaj! - pozdrowili kowala zdejmując czapki.
- Bóg zapłać! - odrzekł z uszanowaniem Grabosz.
- Przyszliśmy tu do was w pewnej sprawie - zaczął uroczyście burmistrz. - Potrzeba nam waszej pomocy.
I opowiedzieli
się wprawdzie cały dzień po kuźni, ale daleko im jeszcze było do siły i wprawy ojca. Toteż poważali go i szanowali jak rzadko. <br>Była właśnie pora obiadowa. Cień słupa, stojącego przed kuźnią, niby wielki palec, wysmukły, ostro zakończony, a równy, wskazywał na drzwi domu mieszkalnego, jakby przypominał ludziom tego obejścia o obiedzie, który im się słusznie za czas dotąd przepracowany należał. <br><br>Grabosz przerwał robotę, gdy na niewielkim podwórzu zjawił się burmistrz z rajcami. <br>- Boże pomagaj! - pozdrowili kowala zdejmując czapki. <br>- Bóg zapłać! - odrzekł z uszanowaniem Grabosz.<br>- Przyszliśmy tu do was w pewnej sprawie - zaczął uroczyście burmistrz. - Potrzeba nam waszej pomocy. <br>I opowiedzieli
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego