najwyższym trudem, przykładając rękę do ucha. Obserwatorzy procesu okrzyknęli Jana Z. lokalnym Humerem, chociaż tych dwóch ludzi więcej dzieli niż łączy.<br>Oskarżony o ludobójstwo były ormowiec konsekwentnie nie przyznawał się do zarzutu. Konsekwencja ta jednak nie budziła zaufania, bowiem w trakcie rozprawy kilkakrotnie zmieniał wyjaśnienia, za każdym razem kogo innego obarczając odpowiedzialnością za popełnienie zbrodni. Najpierw mówił, że to ten drugi ormowiec, Adam C. przebił siedemnastolatka bagnetem. Kiedy ustalono, że chłopak zginął nie od rany kłutej, lecz postrzałowej, Jan Z. twierdził, iż zastrzelić go mogli milicjanci.<br>Trzeba przyznać, że Jan Z. nie zasłaniał się niepamięcią. Mówił wręcz, że z tamtej nocy