wybrała się do miasta i przywiozła, co tylko dało się zakupić. Tak więc, chcąc nie chcąc musiała przypomnieć sobie to, czego uczyła się podczas okupacji na tajnym sanitarnym kursie. Roboty nie brakowało. Mnożyły się również inne troski. Surmówna, sama miłośniczka zwierząt, ze łzami w oczach opowiadała, jak okrutnie jej pupile obchodzą się z kotami, ptakami i ze wszystkim, co żyje. Nie mogła pojąć okrucieństwa, nieledwie sadyzmu, który przejawiali jej uczniowie. Wczesną wiosną problem urósł do rozmiarów lokalnej tragedii. Dzieciaki wdrapywały się na drzewa w poszukiwaniu ptasich jaj, które z satysfakcją rozbijały. Jeszcze większą satysfakcję znajdowały w mordowaniu piskląt. Znosili kwilący łup