palce Róży, trzymające książki. Czynił to z łobuzerskim uśmiechem.<br>Jakże można było nie lubić tych dziewcząt, świergotliwych jak sikorki i równie jak te ptaki żwawych, kiedy przeskakiwały z jednego regału pełnego książek na drugi.<br>Stary Wirgin zachowywał niezmiennie olimpijski spokój. Był cichy, siwiutki, małomówny, nie utył też zbytnio, jak człowiekowi obcującemu z bogactwem myśli ludzkiej przystało.<br>- Zastanawiające zjawisko - mawiał do ojca. - Nakłaniam moje pracownice do czytania. Nie sądzę, by można było pracować z sensem w naszym zawodzie bez oczytania, powierzchownego bodaj. Ale niech pan sobie wyobrazi. Skoro zaczną czytać, grzęzną w... komunizmie.<br>Ostatnie słowo wypowiedział cicho, pochylając się w stronę ojca