ekwipaż wyraźnie "dworski". Jak dawniej wydał polecenie furmanowi, kazał mu objeżdżać zgrzane konie, a sam pobiegł na górę do rodziców. Musiał wiedzieć, że są na miejscu, może komunikował się z nimi i dlatego siedzieli tak długo? Za chwilę aż na dole słychać było okrzyki uradowanej matki. Reidernowie tym razem w obiadowej godzinie zeszli do jadalni we trójkę. Synuś wylewnie powitał rodzinę Surmów i Martę. Chwalił się, że w sąsiednim powiecie zarządza państwowym majątkiem. Przypuszczalnie ziemia nie będzie tam parcelowana, bo areał spory, no i bez przemysłu. Ani krochmalni, ani gorzelni, nie mówiąc już o cukrowni. Póki co, siedzi tam, planuje jednak