równocześnie rozgarnęli na brzuchach szarawary - tak jak wtedy ów Pers w Alei Czterech Ogrodów, chcąc pochwalić się, czym miał, naszej pszennowłosej Marylce - ja jednak wcale się nie zarumieniłem jak ona, nie uciekłem i nie odwróciłem głowy: z upodobaniem patrzyłem na ich uniesione zuchwale pisie i wydawały mi się niezrównane i obiecujące tak wiele, choć przecież nie byłam Utą, byłem sobą, chłopcem, i poczułem, jak zadrżała mi moja ponętna tylcia, jak ścisnęła się, by rozchylić się lekko, już wilgotna i chętna, gotowa przyjąć jednego z nich w tę swoją głodną mordkę, ale nie śmiałem podejść bliżej i niby przypadkiem dotknąć ich ręką