srebro, lubili śmiać się i żartować jeden z drugiego. Dbali o czystość, golenie, mundury, byli prawie eleganccy. Zaraz pierwszego wieczora zgromadzili się w salonie, iluminowanym jak w wielkie święto. Któryś przyniósł akordeon i zagrał coś skocznego. Lotnicy, w butach z futrem wyłożonym na wierzch i chyba wyściełającym cholewy i stopy, objęli się i ruszyli w tany. Jeden udawał tancerkę, partner dbałego o swoją "damę" tancerza. Mieszkańcy dworu stłoczyli się przy drzwiach, obserwując z ciekawością. Pierwsza nie wytrzymała biernej roli Surmowa. Energicznym krokiem przemierzyła salon, przecisnęła się między mundurami i zasiadła do fortepianu. Kiedy spod jej palców zawirowała melodia walca, gromkie "hurrra