auli wyciągając z nich fragmenty rur wentylacyjnych, ta gnieźnieńska ubrana w łachmany bieda przyjechała pod gmach szkoły swoimi zdezelowanymi wózkami. Przyczaiła się i cierpliwie czekała dzień i noc, aż robotnicy wyrzucą wyrwane ze ścian skarby, które można będzie przechwycić, załadować i zawieźć do punktu skupu. - Przez kilka dni byliśmy jak oblężeni - mówi pani dyrektor, która wraz z personelem broniła złomu przed najeźdźcami, aby potem sprzedać go, a uzyskane 10 tys. zł zanieść do starostwa.<br>- Gniezno to miasto, które nie wierzy w swoje możliwości, tutaj wszyscy narzekają - ubolewa starosta Marciniak, który chciałby tę sytuację zmienić. Nie będzie to proste, bo Gniezno szczęścia