znanego, a może po prostu zza pleców roślejszych kolegów dobrze nie widziałem, a ze zrozumiałych względów nie chciałem przepychać się do przodu. W ogóle nie wydawało mi się to wszystko poważne - zarówno ze strony "komandosów", jak i władz. Naturalnie, nie miałem poczucia, że takie dystansowanie się jest z mojej strony obłudą - chcąc nie chcąc, będąc tym kim byłem, byłem wplątany w tę sprawę aż po uszy. Wówczas traktowałem ten wiec jako rozróbę, w której nie biorę udziału, ale fajnie, że coś się dzieje. Może to coś zmieni...<br>Gdy gromada ludzi wysłuchała, niezbyt zresztą uważnie, odczytywanych tekstów, ktoś rzucił hasło, żeby iść