cicho wielki srebrny samolot, jak zwykle o tej porze, i ciężko, powolnie niczym stary szczupak płynął w kierunku południa. Panfil przystanął, zadarł łeb, aby gorliwym ujadaniem odprowadzić dziwacznego ptaka. Dziadzia w milczeniu zabrał nie dokończoną pracę i poszedł do domu. Natychmiast zjawił się Salisz, uradowany, niespokojny. Polek ułożył się z obojętną miną na trawie, a obok niego Panfil spuszczony dziś specjalnie z uwięzi.<br>- Co ty masz na nosie?<br>- Odwal się w baranich podskokach.<br>- Jej Bohu, taki pieg. Ty, Polek, jesteś rabalicy?<br>- Chcesz dostać kwasu? Salisz pominął milczeniem nieprzyjemne pytanie.<br>- Miałem sen - rzekł z innej beczki. Polek uważnie wypłaszał konika polnego z