i chóralna pieśń, śpiewana zgodnie w całym pociągu. Nikt się jednak po wsiach nie budził, nie biegł patrzeć w okno, bo było już wiele transportów i ludzie przywykli. Nawet polski maszynista Markiewicz, przed wojną serdeczny kolega dziadka Józefa, który przy pierwszych transportach wzruszał się i śpiewał razem z repatriantami, teraz obojętnie patrzył na przesuwające się słupki kilometrowe, myśląc o żonie, kartoflach na zimę i nowym płaszczu dla córki.<br><br>W wagonach panowała euforia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, całowali się (Mama nieśmiało, ciotka Halina chętnie, lecz zważając na przyzwoitość) i zapewniali się wzajemnie, że to najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Przysiadali