nieruchomości albo dla yuppies w ohydkowatych BMW, słowem, w oczach Anglika, dla grzecznych dzieci. Bardziej radykalne towarzystwo wolało Saltair, Kismet i inne budkowe sadyby na wężowym grzbiecie Fire Island. To Jake wynalazł ten dom, własność swojego znajomego, powieściopisarza z Tribeca. Pisarz co lato przyjeżdżał tu tworzyć superawangardowe "struktury narracyjne" (facet obraził się, kiedy go Anglik raz zapytał, czy to, co pisze, to powieści), ale ostatnio dał za wygraną i zamiast spędzać kolejne lato nad trzystustronicowym monologiem wewnętrznym bez kropek, wyjechał do Teksasu zarabiać jako ghostwriter u miliardera od półprzewodników i soku pomarańczowego. Miliarderowi spieszyło się, żeby przed zgonem (rak trzustki) roztoczyć przed