nawoływały się radośnie, a na plaży brązowe dzieci i ludzie dorośli krzyczeli jak opętani, z samej czystej uciechy istnienia. <br>- Zdrowa jesteś? - zapytał ojciec potrząsając rękę Henrysi. <br>Tylko się roześmiała, błyszcząc dwoma rzędami białych zębów, w oprawie ust czerwonych jak maki. <br>- Ho, ho! Dojdziemy sobie, gdzie nam się podoba! - z triumfem obwieścił ojciec rzece, która również płynęła z tym samym zamiarem opasania ziemi serdecznym uściskiem. <br>- Dobrze by było popłynąć łodzią - poradziła Henrysia. <br>- Prawda, skróciłoby to nam drogę - zgodził się ojciec. <br>Henrysia parsknęła śmiechem. <br>- Paradny jesteś, tatusiu, paradny! Jaką drogę? Przecież idziemy, gdzie nam się podoba, więc cóż by nam skróciło? <br>Ojciec stropił