szarżował na nich ciężarówką, musieli się rozstąpić. <orig>Ledwieśmy</> ich przelecieli, kiedy zahamował i ze środka wyskoczyli policjanci z bambusami i zaczęli bić. Słyszałem tylko krzyki i trzask pałek o grzbiety. Ludzie się rozbiegli. Zajrzałem do rowu ukradkiem, chłopca już nie było. Pewnie rodzina zabrała zwłoki - oddychał niespokojnie, przeżywał opowiadanie, ręcznikiem ocierał czoło i kark. - Dopiero jak wygonili chłopów, oficer wezwał wójta i spisał protokół, tak na niego krzyczał, że tamten tylko się kłaniał i przepraszał. Mówił w kółko o krowie, no, bo dla nich najważniejsza świętość - wydął pogardliwie wargi, tarł palcem po szczoteczce wąsów - a ja tę świętość jem.<br>- Może chłopiec