gwałtownie huczały dzwony.<br>- Żółtoskrzydły! - krzyknęliśmy prawie jednocześnie, a Szymek, najprzytomniejszy, rzucił jak rozkaz:<br>- Do krypty! Bo znów go będą ścigać!<br>Nie był to najlepszy pomysł, bo nawet stojąc na krypcie nie można było dostrzec, co się dzieje koło dzwonnicy. Ale biegliśmy, jakby to nas ścigano, a nie wariata, który uciekł od czubków i ukrywał się gdzieś w okolicy. Minęły może trzy minuty, podczas których echo odbijało się o ściany lasu, i nastała cisza.<br>- Już ktoś tam jest - wyszeptał Piotr - i na pewno go gonią.<br>I rzeczywiście, po chwili pośród trzasku łamanych badyli i szelestu odchylanych gałęzi ujrzeliśmy Żółtoskrzydłego pomykającego w naszym