na ile może sobie ze mną pozwolić, i kiedy traktując jego dotyk jako wyraz przyjacielskiej zażyłości, nie protestowałem, kiedy nie przywiązywałem do tych niewinnych na pozór dotknięć żadnej wagi, stawały się coraz mniej niewinne, bardziej zachłanne, trwały coraz dłużej, sięgały coraz głębiej, wdzierały się do samego wnętrza, na nowo je odsłaniając i rozdrapując. <br>Starałem się być ostrożny, a im bardziej stawałem się ostrożny, z tym większą natarczywością pochylał się nade mną pan Lenk, czułem jego oddech, szybki, nierytmiczny, rozpoznawałem nieznaną mi wcześniej gwałtowność. Dekoracje galerii przestały mu się podobać, nigdy mi tego wprost nie powiedział, ale podczas mojej nieobecności coraz częściej