dłonie o ciepłe podbrzusze szklanki z resztką herbaty. Wyczekiwał. Ksiądz domyślił się, nalał bimbru, równo, po brzeg, i pierwszy podniósł kieliszek. - No to wypijmy, panie Janie, za Antarktydę, dopóki ona jest.<br>- Za Antarktydę - zgodził się Jassmont i po raz pierwszy poczuł wspólnotę z księdzem. <br>Wypili, poczerwieniało przed oczami. Ksiądz nabrał odwagi, wydął wargi. - Czy pan będzie się ewakuował na Zachód przed czerwonymi? - zapytał i jeszcze mocniej wydął wargi. Obaj mieli dosyć bimbru, mało im było rozmowy.<br>- Ja, na Zachód? - upewnił się Jassmont.<br>- A pan, taka znaczna figura, antykomunistyczna figura, czerwoni dobiorą się do pana, takich literatów oni nie lubią. Pan trzymałeś