Japończycy.<br>Przysunęła się, bo wiatr porywał słowa, stała tak blisko, że spódnica łopotała mu o kolana, chwytał zapach rozgrzanego ciała.<br>- Chciałam jakoś być z tymi, którzy walczą. Pracowałam wtedy w szpitalu w Melbourne. Jeszcze nic nie wiedziałam o wojnie. Rannych nie mieliśmy zbyt wielu... Ani morze, ani dżungla nie zwraca ofiar - mówiła w jakimś zapamiętaniu, wiatr głośno zawodził, szumiało w dole, chwilami do Tereya trafiał tylko surowy ton jej głosu. - Kiedy mi powiedziano: Siostro Margaret, na dole czeka jakiś wojskowy, byłam pewna, że to Stanley. Biegłam korytarzem, stukot moich obcasów pamiętam dotąd. Niosło mnie jak na skrzydłach. Ale tam stał obcy