kierunku znajomej bramy.<br><br>- Nie wracaj, aż po ciebie przyślę! - zawołała za mną matka.<br><br>Dorożka odjechała turkocząc po bruku, a ja z uczuciem ulgi pchnąłem furtkę i wszedłem do domu Jakubów.<br><br>Na podwórzu stała Polina.<br><br>- Dzień dobry, Adamczyk - powiedziała zapuszczając mi palce we włosy - chodź ze mną, idę do Zinoczki.<br><br>W oficynie, którą zajmowała Zenaida Mojsiejewna, były trzy pokoje. W jednym z nich mieścił się gabinet dentystyczny przesiąknięty zapachem karbolu. W drugim, najmniejszym była poczekalnia. W trzecim stało drewniane staroświeckie łóżko, szafa, foteliki w pokrowcach, stół nakryty serwetą, chińśka etażerka z książkami. W rogu na stoliku błyszczał pękaty samowar. Niezbyt gustowne urządzenie