ważył klamkę, lewą zaś nacisnął znaną mu już dębinę. Nawa była pusta, za to z bocznej kaplicy dolatywał gwar dziecięcy wokół jasnego żeńskiego głosu. "Zofia. Podejdę na palcach". Myśl wydała mu się śmieszna. "Tak jakby to były przepiórki, a ja myśliwy". <br>Jeszcze kilka kroków w asyście sczerniałych obrazów i mógł ogarnąć wzrokiem kaplicę. Ołtarz był przysłonięty falą fioletowego papieru. Bliżej, oparty o tło pokutne, stał jakby namiot z surowego płótna. "To nie namiot, to grobowiec, przecież widać prostokąty kamieni, naszkicowanych nawet nieźle". <br>Pod ścianami siedziały dziewczynki, chyba dziesięcioletnie, w długich ciemnych sukniach. Jedne poprawiały włosy, wysypujące się spod chustek zawiązanych pod