odczuwałem dziwną błogość w całym organizmie, a także w umyśle moim zapanowało niejakże ukojenie. Tik Adlera mniej mnie drażnił niż przedtem. Powiedziałbym, że uprzedzenie, jakie żywiłem do Alzatczyka, ustąpiło teraz miejsca uczuciu pewnej sympatii.<br>Zanim jeszcze skończył się zabieg, Adler zadzwonił na pielęgniarkę. Po chwili zjawiła się mademoiselle Reymond, przezywana ogólnie Żabą. Była to stara panna z bielmem na lewym oku, niezwykle korpulentna i silna jak atleta, dzięki czemu pacjenci odnosili się do niej z wielkim respektem. Żaba przyniosła mi szlafrok, taki sam, jaki miał na sobie Adler. Powiedziała grubym, nie dopuszczającym sprzeciwu głosem:<br>- W szufladzie biurka znajdzie pan regulamin naszego