Do tych nurtów pochłonnych, co się w słońcu inaczą.<br><br>Nim się zdążył obejrzeć - już miał falę na grzbiecie -<br>Nim się zdołał przeżegnać - już nie było go w świecie!<br><br>Zakłębiły się nurty - wyrównała się woda,<br>Znikła torba dziadowska i łysina i broda!<br><br>Jeno kloc ten chodziwy - owa kula drewniana<br>Wypłynęła zwycięsko - oj da-dana, da-dana!<br><br>Wypłynęła - niczyja, nie należna nikomu,<br>Wyzwolona z kalectwa, wypłukana ze sromu!<br><br>Brnęła tędy - owędy szukająca swej drogi,<br>Niby szczątek okrętu, co się wyzbył załogi!<br><br>Grzała gnaty na słońcu ku swobodzie, ku życiu,<br>Zapląsała radośnie na swym własnym odbiciu!<br><br>I we żwawych poskokach podyrdała przez fale,<br>Oj da