zaledwie poznając. Byłby nawet może wyminął ją w milczeniu, ale uczepiła się jego ręki... <br>- Ojcze, na Boga, czy co złego się stało? <br>Z trudem przeniknął sens pytania, zastanowił się nad nim... <br>- Nie - odrzekł po chwili stanowczo. - Nie stało się nic złego. <br>Nasunął głębiej kapelusz, znowu zapadł w siebie. Marta stała onieśmielona, zanim nie znikł w ulicy. Nie uspokoiły jej słowa ojca, przeciwnie, utwierdziły w poczuciu, że dzień, który właśnie <orig>mierzchnął</>, nie był dniem powszednim. <br>Spory kawałek drogi od siebie do matki umyślnie szła piechotą, żeby wzburzenie wywołane przez niezwykły obiad opadło i rozmowa, tak osobliwie zaczęta, mogła toczyć się dalej w