Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
zbadał puls, serce, policzył oddech... Wychodząc powiedział do ojca półgłosem, żeby zdjął matce obrączkę, bo potem palce stężeją.

- Czy nie ma już żadnej nadziei? - zapytał ojciec.

- Raczej żadnej... Uważam nawet zastrzyk kamfory za zbędny... Cóż... Można by jeszcze wezwać chirurga... Ale... Nie widzę żadnej szansy.... Zresztą jak pan uważa...

Ojciec opadł w fotel i z piersi jego wydarł się głuchy jęk. Opanował się jednak natychmiast i szybko wyszedł z domu.

Ciotki, Krysia i Aniuta szlochały po kątach.

Powziąłem nagłe postanowienie i nie porozumiewając się z nikim pobiegłem naprzeciwko do doktora Muszkata, który już poprzednio przychodził na konsylium.

- Moja matka umiera... Niech
zbadał puls, serce, policzył oddech... Wychodząc powiedział do ojca półgłosem, żeby zdjął matce obrączkę, bo potem palce stężeją.<br><br>- Czy nie ma już żadnej nadziei? - zapytał ojciec.<br><br>- Raczej żadnej... Uważam nawet zastrzyk kamfory za zbędny... Cóż... Można by jeszcze wezwać chirurga... Ale... Nie widzę żadnej szansy.... Zresztą jak pan uważa...<br><br>Ojciec opadł w fotel i z piersi jego wydarł się głuchy jęk. Opanował się jednak natychmiast i szybko wyszedł z domu.<br><br>Ciotki, Krysia i Aniuta szlochały po kątach.<br><br>Powziąłem nagłe postanowienie i nie porozumiewając się z nikim pobiegłem naprzeciwko do doktora Muszkata, który już poprzednio przychodził na konsylium.<br><br>- Moja matka umiera... Niech
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego