Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
samo, ale odepchnięty przez Zosię przewróciłem szklankę i kakao wylało się na obruś. Ciotka Aniela niewiele myśląc, złapała mnie za rękę, wyprowadziła do łazienki i zamknęła na klucz. Siedziałem na małym stołeczku rozgoryczony i głęboko dotknięty niezasłużoną karą. Przez chwilę czekałem cierpliwie, a potem wpadłem w złość i zacząłem zawzięcie opluwać ściany.

Kiedy po pewnym czasie otworzyły się drzwi, zobaczyłem w nich ojca. Był blady i wzburzony.

- Chodź, Adasiu - powiedział biorąc mnie za rękę - nie zostaniemy w tym domu.

A gdyśmy szli przez jadalnię do wyjścia, rzucił w stronę zdziwionej ciotki Anieli:

- Nikt nie ma prawa zamykać mego dziecka na klucz
samo, ale odepchnięty przez Zosię przewróciłem szklankę i kakao wylało się na obruś. Ciotka Aniela niewiele myśląc, złapała mnie za rękę, wyprowadziła do łazienki i zamknęła na klucz. Siedziałem na małym stołeczku rozgoryczony i głęboko dotknięty niezasłużoną karą. Przez chwilę czekałem cierpliwie, a potem wpadłem w złość i zacząłem zawzięcie opluwać ściany.<br><br>Kiedy po pewnym czasie otworzyły się drzwi, zobaczyłem w nich ojca. Był blady i wzburzony.<br><br>- Chodź, Adasiu - powiedział biorąc mnie za rękę - nie zostaniemy w tym domu.<br><br>A gdyśmy szli przez jadalnię do wyjścia, rzucił w stronę zdziwionej ciotki Anieli:<br><br>- Nikt nie ma prawa zamykać mego dziecka na klucz
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego