że wypuszczę tu, w tym przybytku luksusu jeszcze jednego bączka. O, chwileczkę... O!<br>No co? Trabancik też samochód!<br>Biorę do ręki flaszkę Jamesona i myślę: o tak, dzisiaj się uwalam i choćby Małgocha protestowała, popuszczam sobie bąki w salonie. Muszę to wszystko z siebie wydalić. Trudno. Potem się wywietrzy. W ostateczności wyjdę na taras. Owinę się kocem, wezmę flachę w łapę i patrząc na nocną panoramę osiedli, będę tankował. <br>No co, rówieśnicy?! Popijemy sobie, nie? Rozwaliliśmy komunę, wpuściliśmy zachodniaków, żeby pobudowali nam supermarkety, to teraz przyszedł czas odpoczynku. Razem już nic wielkiego nie zdziałamy. Możemy się tylko trącić szklaneczkami i uśmiechnąć