Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
nieobliczalni, a ja nie miałem gdzie się schronić ani dokąd uciec...
i nagle wpadła mi do głowy zbawienna myśl: przykucnąłem i przysiadłem na piętach przy ścianie, z opuszczoną głową, opartą na dłoniach: z tą swoją czarną, kudłatą grzywą nie różniłem się wcale od tutejszych wyrostków, a w zapadających ciemnościach biczownicy, oszołomieni uniesieniem, nie mogli dostrzec, że różnię się od nich strojem,
i mijali mnie, i owionął mnie odór ich potu i krwi, i słyszałem z bliska chrzęst łańcuchów i świst biczy;
nie zwrócili na mnie uwagi, odetchnąłem jednak z ulgą dopiero wówczas, gdy weszli na dziedziniec pobliskiego meczetu, skąd długo jeszcze
nieobliczalni, a ja nie miałem gdzie się schronić ani dokąd uciec...<br>i nagle wpadła mi do głowy zbawienna myśl: przykucnąłem i przysiadłem na piętach przy ścianie, z opuszczoną głową, opartą na dłoniach: z tą swoją czarną, kudłatą grzywą nie różniłem się wcale od tutejszych wyrostków, a w zapadających ciemnościach biczownicy, oszołomieni uniesieniem, nie mogli dostrzec, że różnię się od nich strojem,<br>i mijali mnie, i owionął mnie odór ich potu i krwi, i słyszałem z bliska chrzęst łańcuchów i świst biczy;<br>nie zwrócili na mnie uwagi, odetchnąłem jednak z ulgą dopiero wówczas, gdy weszli na dziedziniec pobliskiego meczetu, skąd długo jeszcze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego