się stanie, gdy niepewność samooceny wcale nie doprowadzi do tego punktu zniszczenia, za którym staje się produktywna? Myślenie jako zemsta pozostanie zaledwie pobożnym życzeniem, nigdy nieosiągniętym katharsis, z którego zlizuje sól język potępionego.<br>A jednak w pewien sposób mi się udało. Udało mi się nie zachorować, nie popaść w stan otępienia, rozpaczy, doszedłem do niemal doskonałej obojętności, próbowałem walczyć o siebie, nie przepraszać, za co nie było powodu przepraszać, i ku mojemu zdziwieniu ta zmiana została dostrzeżona. Czułem się coraz silniejszy, nie od razu, rzecz jasna, coraz bardziej pewny siebie, godząc się na dewizę, że szczęście powinno być obowiązkiem; nie potrafiłem