wciąż nie<br>mogłem przemóc wstydu i patrzyłem dalej na wieś. Czasem tylko zerknąłem<br>na jej włosy rozsiane tam, w tyle, po całych schodach, na jej twarz<br>znieruchomiałą w słońcu, a gdy wzrok mi się obsuwał między jej<br>rozsunięte nogi, natychmiast zrywałem go jakby sparzony tym cieniem w<br>głębi. Wtem nie otwierając oczu, wciąż jak gdyby schowana pod słońcem,<br>powiedziała:<br> - Jedni uciekają stąd, drudzy uciekają tu. Mój głupi ojciec też chce,<br>żebyśmy uciekli. Jakiż on jest głupi. Wszyscy są głupi. - I zaśmiała<br>się tym słońcem jaskrawo, świetliście. - Patrzysz się na mnie? -<br>nieoczekiwanie spytała, wciąż nie otwierając oczu. - Patrz sobie. Mnie<br>tam wszystko jedno