nauczyła się patrzeć na świat własnymi oczami, gdy odrzuciła pryzmat głoszonych niegdyś przez męża haseł, straciła chyba w owym zapędzie i miłość do męża. A Wiesław? Jakże mało w gruncie rzeczy o nim wie. Pamiętam jego poszarzałą, zapadniętą twarz, gdy działo się TO na Węgrzech, jesienią w pięćdziesiątym szóstym. Jak oznajmił przy stole, że wraca z egzekutywy, na której otrzymał naganę partyjną. I śmiech Irenki - okrutny, porażający śmiech. Milczenie Wiesława, które zapadło jak ciężar. Odłożył łyżkę, wstał od stołu i wyszedł. Nie zarzucił nawet jesionki, a przecież padał deszcz. Wyjechali ode mnie jeszcze tego samego dnia, chociaż planowali zostać na niedzielę