jeszcze spała". Mniemam, że przez wiele jeszcze nocy po ślubie pan Orzeszko, choć bardzo doświadczony w miłosnych podbojach, musiał oswajać niedawną uczenniczkę klasztornej pensji ze swoim - powiedzmy - ciałem. Sam był światowcem, na gubernialną co prawda skalę, przystojnym, rozchwytywanym w okolicy "kawalerem do wzięcia", pocieszycielem nieszczęśliwych w małżeństwie sąsiadek. Gdy matka oznajmiła Elizie, że pan Piotr poprosił o jej rękę i że będzie jej z nim dobrze, co wtedy czuła? Niech powie o tym sama: "Gdyby podówczas kawałek drewna za człowieka przebrano i powiedziano mi, że gdy wyjdę za niego, będę panią siebie, że on mnie wozić będzie po zabawach, zgodziłabym się