śmietnika, ukazując całemu światu ten idiotyczny <br>uśmiech przylepiony do sinej od uderzeń twarzy. <br><br>I co gorsza, byłam już dość duża, żeby rozumieć, <br>że nie należy liczyć ani na interwencję anioła, <br>który weźmie ją za rękę i zaprowadzi do matki, <br>ani na interwencję "dobrej pani", która zabierze ją <br>do swego wspaniałego pałacu i ukaże ją nam w akcie <br>czwartym filmu w marynarskiej sukience i z kokardą we włosach, <br>pijącą czekoladę w salonie. <br><br>Nie wyglądało nawet na to, że Józia umrze. Zupełnie, <br>jak gdyby Bóg nie chciał jej także wpuścić do <br>swego domu w górze. <br><br> Kiedy więc patrzyłam na nią, doznawałam <br>jakiegoś dziwnego