Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
deszczu. Błysnęło raz i drugi. Po niebie przetoczył się grzmot. Następny ryknął bliżej. Nawała chmur posuwała się szybko w moją stronę. Puściłem się biegiem i schroniłem się w bufecie na przystani. Tam przeczekałem burzę. Trwało to blisko dwie godziny.

Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.

- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!

- Kiedy nic nie ma, proszę pani!

- No to chociaż kawałek cukru...

Wieczorem
deszczu. Błysnęło raz i drugi. Po niebie przetoczył się grzmot. Następny ryknął bliżej. Nawała chmur posuwała się szybko w moją stronę. Puściłem się biegiem i schroniłem się w bufecie na przystani. Tam przeczekałem burzę. Trwało to blisko dwie godziny.<br><br>Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.<br><br>- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!<br><br>- Kiedy nic nie ma, proszę pani!<br><br>- No to chociaż kawałek cukru...<br><br>Wieczorem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego