pulsując na obniżonym napięciu. Ogarnąłem spojrzeniem podłogę pod fotelem, potem cały pokój.<br>Profesora nie było! Drzwi były zamknięte, pokój pusty, a on zniknął!<br>Stałem może minutę w osłupieniu wpatrując się w fotel jakby w nadziei, że pojawi się nagle w miejscu, gdzie go przed chwilą posadziłem.<br>Potem, wciąż w obezwładniającym, panicznym lęku wypadłem z pokoju, przebiegłem sień, obruszając lawinę starych mebli spiętrzonych w kącie, by wreszcie znaleźć się na powietrzu. Nie oglądając się dobiegłem do rogu ulicy. Tu dopiero zwolniłem, i obejrzałem się przez ramię.<br>W ciemnym oknie domku profesora trzepotał pomarańczowy język płomienia. Ten ogień i huk, który wcześniej słyszałem