orszaku, nie widział nic, zapomniał o całym swoim życiu. Szelest matczynej sukni nie więcej go <page nr=70> obchodził niż szelest liści tego lasku, gdzie pół roku temu leżał - nieprzytomny - z Jadwigą. Dopiero po ceremonii, kiedy złagodniał trochę wielki ucisk wzruszenia, rozejrzał się i zaniepokoił. Tłum zalegał prezbiterium, grawitując do ośrodka, którym była panna młoda. Jadwiga - biała - słaniała się na wielkiej fali serdeczności. Nie widział jej twarzy, natomiast twarze stojących z boku starych Żagiełtowskich, wpatrzone w triumf "staruchy" - jak słoneczniki - ukazywały każdemu pogodne, swojskie szczęście. Cały ów tłum, taki ciepły to byli krewni i przyjaciele. Swoi ludzie. Plotkarze, zazdrośnicy, niedołęgi, sprytne bestie i surowe pały