drużbą na ich - mojej pięknej przyszłej mamy i mojego niezrównanego przyszłego tatki - ślubie we lwowskiej bazylice archikatedralnej w dniu ósmego września tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego roku, o godzinie siódmej wieczorem, w niedzielę, i powtarzałem wraz z nimi słowa małżeńskiego przyrzeczenia, i brałem udział w przyjęciu weselnym w mieszkaniu dziadków, rodziców panny młodej, w domu przy Drodze Wulczańskiej pod numerem sto jedenastym, i wpatrywałem się w nich z podziwem:<br>w śliczną, jakby zdumioną buzię dwudziestodwuletniej madonny, panny młodej, w białej sukni i koronkowym welonie, zakrywającym czoło, z wielkim bukietem białych róż w ręku (nim włożono je do kryształowego wazonu), kandydatki medycyny, i w