L. i Agnieszka G. stanęli na ślubnym kobiercu. Był tylko ślub cywilny, ponieważ pan Sebastian, jako rozwodnik, uważany był przez Kościół katolicki nadal za mężczyznę żonatego. Aby zadowolić rodziców Agnieszki, którzy za prawdziwy uznawali jedynie ślub kościelny, obiecał, że postara się o unieważnienie poprzedniego małżeństwa przez kurię biskupią. Póki co, państwo młodzi wprowadzili się do małego drewnianego domku z ogródkiem na przedmieściu, który wynajęli przy ulicy Wąwozowej za nieduże pieniądze.<br>Taki domek kojarzył się jej nieodmiennie z wiejską biedą, którą cierpiała w dzieciństwie i o której chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Rychło okazało się, dlaczego jej mąż wolał mieszkać bez wygód, jak biedak