kompania piechoty, zawsze zamkniętej bramy strzegło dziesięciu policjantów. W dwóch ogrodach przylegających do pałacu ustawiono straże. Strzegący Wielopolskiego rosyjscy żandarmi myśleli, że jest więźniem stanu. Jeden z nich, zmęczony tą służbą, powiedział kiedyś:<br>- Panie Boże, kiedy cesarz zdecyduje się na zesłanie tego buntownika na Syberię i uwolni nas od tej pańszczyzny!<br>Może zresztą była to jedna z licznych anegdot, które chętnie opowiadano w Warszawie, kpiąc z margrabiego. Mówiono na przykład, że żona Wielopolskiego prosiła, by pozwolił jej sypiać z żandarmem, bo też się boi. Wiele opowiadano o ciągłym strachu Wielopolskiego, o obawie otrucia i specjalnej kontroli nad posiłkami; nawet jakiś list