ja.<br>- Grzeczne dzieci "dzień dobry, proszę ojca", <br>mówiły - - wykrzywił się brzydko chłopak i patyk <br>z pogardą, jakby mu co zawinił, daleko od łódki <br>odrzucił.<br>- Mówili - przytaknął Pażych.<br>- I przestali - roześmiał się tamten.<br>- Przestali - spokojnie, głosu nie podnosząc ani <br>nie zmieniając, powtórzył stary.<br>- Znudziło się w rączkę całować, o grosze <br>na papierosy, na piwko prosić. Wynieśli się. Tatę <br>sknerę mieli - prowokował dalej smarkacz, ale głowę <br>miał w bok odwróconą, a plecy skulił, jakby czekał <br>na cios.<br>- To właśnie - rzucił sucho Pażych. - Bezczelnie, <br>głupio mówisz, ale kary czekasz, znaczy - rozumiesz, <br>że pleciesz, co ślina na język przyniesie. Z Domu musisz <br>być, zza miasta