w moim kręgu nikt wtedy służby nie miał, najwyżej jakąś babinę przychodzącą sprzątać i traktowaną z najwyższą atencją. Tak jak nikt - dotarło do mnie, jakbym zbudził się ze snu - nie miał chyba pistoletu; patrzę na pistolet w dłoni Orłowskiego, aż on spostrzega moje zainteresowanie, więc nim schowa, wyjaśnia, że to parabellum, dobra niemiecka robota, ma go od lat, ułożył się w dłoni, odrzutu prawie nie czuć.<br>Milena znów obok dziadka, nic się nie stało, normalna rzecz, że skrócił zwierzęciu męczarnie, nie pamiętam, jak zachowała się wtedy, bo niewiele do mnie docierało, tylko Orłowski i ten pies, ale na pewno nie krzyknęła