uchodzącym za szychę w hierarchii bynajmniej nie naukowej, tylko partyjnej. Idąc alejką po lewej stronie biblioteki, kątem oka zauważyłem na piętrze gmachu prawa uchylone okno, w którym stał mój wczorajszy adwersarz, Dawid J., spokojnie przyglądający się rozwojowi wydarzeń. Weszliśmy z Witkiem do środka, mając już trochę wszystkiego dość, siedliśmy na parapecie korytarzowego oka i zapaliliśmy papierosy. I w tym momencie wjechały autokary.<br>Kilkanaście starych jelczy i ikarusów z napisami, prezentującymi nazwy warszawskich zakładów pracy przywiozło na Uniwersytet ponad setkę zmęczonych ludzi, najwyraźniej oderwanych od swoich warsztatów pracy. Partyjni mówili potem, że to "aktyw robotniczy stolicy" przyjechał, naturalnie samorzutnie, by dać odpór