a przy odrobinie szczęścia nawet do Europy. Znajdował się tam też drugi działający w mieście teleks. Pierwszy stał w hallu hotelu "Kabul". Wielki, warczący jak karabin maszynowy, podskakiwał w rytm wystukiwanych klawiszy, przemieszczając się chaotycznie po wyłożonej marmurem podłodze. Zwykle zaczynałem nadawanie korespondencji pod oknem, skąd miałem widok na wielki park, po którym przechadzały się znudzone, wyliniałe pawie. Nadawanie kończyłem nierzadko pod schodami, dokąd drobnymi kroczkami uciekał teleks, jakby chciał wymknąć się niepostrzeżenie z hotelu i miasta.<br>Mudżahedini, którzy właśnie zajęli stolicę, nie bardzo chyba wiedzieli, do czego służył. Stary recepcjonista w garniturze z grubej wełny zapewne wiedział, ale obrażony na