siedziała, wsparta o poduszkę... Zwyczajna. Wprawdzie nowy uśmiech zawstydzenia i czułości był ciągle na jej twarzy, ale ta zmiana, z którą oswojono się w ciągu dnia, wróżyła raczej początek niż koniec wielkich spraw.<br>Marta nieśmiało ujęła dłoń chorej w obie swoje dłonie. Ręka matki poddała się - muskularna, ciepła. Róża przemówiła, patrząc w stronę przedpokoju:<br>- Po cóż to było, panie Strawski? Noc, ludzie śpią...<br><page nr=203> Miała na sobie czepek koronkowy oraz piękny kaftan, haftowany własnoręcznie. Wyglądała na zadowoloną z siebie i z zamętu, jaki ją otoczył. Doktor z Pawłem szeptali, akcentując niektóre słowa: Angina <foreign lang="ger">pectoris. Pantopon.</> Pierwszy atak. Mija. Konsylium jutro. Silna...<br>Róża