by nic nie zrozumieli, ale roztrąbili wszystko na cztery strony świata, a głupi ludzie rozdeptaliby moją jaskinię, moją górę jak kretowisko w pogoni za sensacją, ktoś by może zaczął sprzedawać bilety i zrobiłoby się Wesołe Miasteczko Sainte-Victoire...<br>Zamówiłem wino, znowu zmrożone chablis i teraz upiła z niego spory łyk, patrząc na mnie spod oka, jakby chciała sprawdzić, czy jej opowiadanie zrobiło na mnie należyte wrażenie. Jak dotąd, trzymałem się nieźle, ale wciąż nie wiedziałem, czy uważać ją za patologiczną sensatkę, czy za wariatkę, ogarniętą manią tajemniczości... A może...<br>- Nie wie pan, co myśleć o mnie? Trudno się dziwić, że mi