brzegu fotela, zaznaczając samą postawą, że się spieszy.<br>Malarz wyszedł na schody w żółte światło zachodu, obracał płótnem, lękając się, że werniks błyszczy.<br>- Teraz dobrze - uspokoił go Terey.<br>Z ciemnego wnętrza werandy, między nieruchomymi festonami rudo zakurzonych liści i zwitkami przyschniętych kwiatów, przyjrzał się obrazowi. Na czerwonym tle postacie o patykowatych nogach, owinięte w szaroniebieskie płachty, dźwigały na głowach ogromne kosze barwy osiego gniazda. Zaledwie mógł rozpoznać zniekształcony brzemieniem kształt człowieczy; obraz był mocny, dobrze skomponowany. Z góry ujmowała go wąska, dziewczęca ręka malarza, ucięta jasnym rękawem z czesuczy. Dalej drgało niebo o kolorze żółci i czerwony turban wartownika nachylał się