innymi trasami. Nie wiem, jakim będę dysponował sprzętem. Nie wiem, jak będzie z radiostacją, tratwą awaryjną, kuchenką (zmora!), wiem na pewno, że zabiorę coś do grania. Gitarę, okarynę, harmoszkę.<br> Ależ oczywiście. Cóż za gafa! Kota zabiorę też! Bez wątpienia. Kota - kieszonkowego tygrysa o oczach nasyconych miodem, futrze jak kwiaty dmuchawców, pazurach jak krzemienie. Sowę na czterech nogach z ogonem i melodią w brzuchu. Zabiorę. Oczywiście.<br> Przebieram zmarzniętymi wilgotnymi palcami po owych sześciu zardzewiałych strunach. Plim, plim, plim. Blę, blę, blę... Cichą muzykę podsycam głosem, jak rozpalający się ogieniek. "Wiej, wietrze, wiej, dmij, wichrze, dmij..."<br> A jak spisywał się kot? Pytali słuchacze