mu małe piwo, które też on, nie okazując zbytniej niechęci, przyjął.<br>Zbliżaliśmy się do przystani, więc przeprosiłem Parksa, mówiąc, że muszę uaktywnić bagaż. Ofiarował mi pomoc - sam podróżował tylko z torbą podręczną - z której ja, ze zbyt ostentacyjną może determinacją, zrezygnowałem. Żywiłem oczywiście nadzieję, że się już nie zobaczymy, lecz pech chciał, że spotkaliśmy się znów na komorze celnej. W pierwszej chwili nie zauważył mnie i już miał odejść, unosząc swój krzyżem kredowym zeszpecony tobołek, gdy horpyna za ladą zwróciła się do mnie tonem niebywale opryskliwym:<br>-<foreign>Mais que c'est qu'il y a dans ce sac?</><br>-Pom-pom de terre- wykrztusiłem, wyskrobując